Ruch muzyczny, nr 5, März 2013
Stefan Münch
 
Bizet - CARMEN
 
Najnowsza wersja płytowa opery Bizeta pod batutą Rattle ' a wystawia wielbicieli Carmen na niełatwą próbę. Rattle jest wybitnym dyrygentem o nielcwestiono-wanym autorytecie, a Magdalena Koźena należy do najbardziej podziwianych interpretatorek muzyki barokowej. Mimo to recenzje były, dalekie od zachwytu.
Naturalnie, można przywołać tradycję interpretacyjną postaci tytułowej bohaterki, poczynając od premiery w Opéra-Comique, gdzie śpiewała Célestine Galli-Marié; tak zresztą zrobiła Magdalena Koźená, dowodząc w jednym z wywiadów, że Bizet wcale nie pisał na wielkie głosy. Wspomnianą tradycję stworzyły wielkie hiszpańskie śpiewaczki, jak legendarna Conchita Super-via, później Victoria de los Angeles i Teresa Berganza, a także Maria Callas, Tatiana Troyanos, Grace Bumbry, zaś w bliższych nam czasach Anne Sofie von Otter, Anna Caterina Antonacci i Elina Garanća. Cecilia B artoli wspomina w wywiadzie („Musica" 10/2012), że przed dwudziestu laty Car-los Kleiber bezskutecznie namawiał ją na zaśpiewanie Carmen — szkoda, że do tego nie doszło...

Parafrazując — „Carmen, jaka jest, każdy widzi". Niekoniecznie widzą to jednak realizatorzy. Koźena pięknie śpiewa Händla, Mozarta, repertuar pieśniowy, ale do roli andaluzyjskiej Cyganki brakuje jej uwodzicielskiego czaru, temperamentu, a także siły głosu. Świadoma tych niedostatków Aletta Collins (reżyserka salzburskich spektakli) narzuciła Kożenej koncepcję Carmen jako współczesnej; nieco zagubionej dziewczyny, która próbuje znaleźć sobie miejsce w świecie, lawirując między mężczyznami. Taka interpretacja postaci jest oczywiście możliwa, ale musi być oparta na wyrazistym rysunku psychologicznym i odpowiednich warunkach głosowych.
Już Habanera nasuwa poważne wątpliwości, które pogłębiają się w miarę rozwoju akcji. Jednolity, obsesyjny puls tej arii, opartej na prostej piosence Yradiera, wymaga fascynującego głosu, kuszącego zmiennością barw. Tego zabrakło, podobnie Seguidilla nie jest popisem zmysłowości i sztuki uwodzenia. Po wysłuchaniu tych dwóch fragmentów na „Les tringles des sistres tintaient" czeka się już bez emocji (przecież pieśń cygańska powinna wciskać słuchaczy w fotel), na finał zaś z uczuciem zawodu i niespełnionych nadziei.
Brak odpowiednich warunków głosowych Magdaleny Koźenej kładzie się cieniem na jej interpretacji, choć dyrygent potrafił umiejętnie wyegzekwowaé od orkiestry, by grała jak najciszej, a od solistów —by nie zdominowali jego małżonki pod względem wokalnym.
W tej sytuacji najjaśniejszymi punktami omawianego nagrania pozostają Mi-cala oraz Don José. Genia Kühmeier (bardzo dobra Pamina w Czarodziejskim flecie i Adina w Napoju miłosnym) zaśpiewała „Je dis que rien ne m' épouvante" popisowo; również w duecie „Parle-moi de ma mère" okazuje się godną partnerką Jonasa Kaufmanna. Niemiecki tenor jest w doskonałej formie i stworzył kreację Don Joségo, która na długo zapada w pamięć. Emocjonalny wyraz jego partii obfituje w wiele nivansów, logika rozwoju postaci młodego sierżanta jest wiarygodna aż po rewelacyjnie zaśpiewany finał (trzeba podkreślić, że Kaufmann potrafi ukazać intensywne emocje, ale unika przesady). Wcześniej znakomicie radzi sobie w „La fleur que tu m'avais jetée", gdzie zachwyca pięknym legatem i bez wysiłku osiąga wysoki rejestr w budzącym zachwyt pianissimo.

Nieco rozczarowuje Kostas Smoriginas; jego Escamillo jest bezbarwny, pozbawiony temperamentu (słychać to najwyraźniej w kupletach z II aktu). Postacie drugoplanowe śpiewane są bez zarzutu, podobnie jak chóry, a orkiestra Filharmonii Berlińskiej gra z prawdziwie francuską lekkością, finezją i starannością. Interpretacja Simona Rattle' a odsłania wiele, zazwyczaj uchodzących uwadze słuchacza detali partytury. Pomimo tych atutów najnowsza Carmen pozostawia uczucie niedosytu.
Übersetzung:
Eine neue Aufnahme von Bizets Oper unter dem Dirigat von Simon Rattle stellt “Carmen”-Liebhaber auf eine schwierige Probe. Rattle ist ein hervorragender Dirigent mit unumstrittener Autorität und Magdalena Kožená gehört zu den meistbewunderten Interpretinnen der Barockmusik. Trotzdem waren die Kritiken fern von Begeisterung.
Selbstverständlich erinnert man sich an die interpretatorische Tradition der Titelfigur, angefangen bei Celestine Galli-Marie, die die Premiere in der Opera-Comique gesungen hat. Magdalena Kožená hat in diesem Zusammenhang in einem Interview darauf aufmerksam gemacht, dass Bizet überhaupt nicht für grosse Stimmen geschrieben hat. Oben erwähnte Tradition schafften grosse spanische Sängerinnen, wie die legendäre Conchita Supervia, dann Victoria de los Angeles und Teresa Berganza, auch Maria Callas, Tatiana Troyanos und Grace Bumbry. In der neueren Zeit Anne Sofie von Otter, Anna Caterina Antonacci und Elina Garanèa. Cecilia Bartoli erwähnt in einem Interview („Musica” 10/2012), dass Carlos Kleiber vor zwanzig Jahren vergeblich versucht hat, sie zu überreden, Carmen zu singen – schade, dass es nicht dazu gekommen ist.

Paraphrasierend - „Welche Carmen ist, sieht jeder”. Nicht unbedingt sehen das jedoch die Ausführenden. Kožená singt Haendel, Mozart und Lieder schön, aber zur Rolle einer andalusischen Zigeunerin fehlen ihr der verführerische Zauber, das Temperament und auch die Stimmkraft. Dieser Mängel bewusst, hat Aletta Collins (die Regisseurin des salzburgischen Spektakels der Kožená eine Konzeption der Carmen aufgezwungen, in der sie als zeitgenössisches, etwas verlorenes Mädchen, das ihren Platz im Leben zu finden versucht, zwischen Männern laviert. Eine solche Interpretation ist natürlich möglich, aber sie muss auf einer ausdrucksstarken, psychologischen Zeichnung und einer entsprechenden Stimmbefähigung beruhen.

Schon die „Habanera” erregt ernste Zweifel, die sich nach und nach vertiefen. Ein einheitlicher, obsessiver Puls dieser Arie, die auf einem einfachen Lied von Yradier basiert, verlangt eine faszinierende Stimme, die mit einem Farbenwechsel verführt. Dieses fehlte. Ähnlich ist die “Seguidilla” keine Schau der Sinnlichkeit und Verführungskunst. Nach der Anhörung dieser zwei Fragmente erwartet man bei „Les tringles des sistres tintaient” schon keine Emotionen mehr, doch dieses Zigeunerlied soll den Zuschauer in den Sessel drücken. Das Finale erlebt man mit einem Eindruck von Enttäuschung und unerfüllter Hoffnung.

Der Mangel der entsprechenden Stimmbefähigung von Magdalena Kožená legt sich wie ein Schatten auf ihre Interpretation, obwohl der Dirigent geschickt verlangt, dass das Orchester so still wie möglich spielt und andere Solisten seine Frau gesanglich nicht dominieren.

In dieser Situation sind die hellsten Punkte in der vorliegenden Aufnahme Micaëla und Don José: Genia Kühmeier (eine sehr gute Pamina in der „Zauberflöte” und Adina im „Liebestrank”) singt „Je dis que rien ne m'épouvante” meisterhaft; auch im Duett „Parle-moi de ma mére” zeigt sie sich als eine würdige Partnerin von Jonas Kaufmann. Der deutsche Tenor ist in hervorragender Form und schafft eine Darbietung des Don Jose, die lange nachhält. Der emotionale Ausdruck seiner Rolle ist nuancenreich, die Entwicklungslogik der Gestalt des jungen Sergeanten ist glaubhaft bis hin zum sensationell gesungenen Finale (man sollte hervorheben, dass Kaufmann leidenschaftliche Emotionen zeigen kann, aber er vermeidet Ubertreibungen). In der Blumenarie „La fleur que tu m'avais jetée” bezaubert er mit einem schönen Legato und erreicht mühelos mit einem begeisternden Pianissimo das hohe Register.

Etwas enttäuscht Kostas Smoriginas: sein Escamilio ist farblos, ohne Temperament (am deutlichsten ist das in dem Couplet im 2. Akt hörbar). Die Nebenrollen sind tadellos besetzt. Ebenso der Chor. Das Orchester der Berliner Philharmoniker spielt mit einer wahrlich französischen Leichtigkeit, Feinheit und Genauigkeit. Die Interpretation von Simon Rattle enthüllt viele von Zuhörern unbemerkte Details dieser Partitur. Trotz dieser Vorzüge hinterlässt die neueste Carmen ein Gefühl der Unzufriedenheit.






 
 
  www.jkaufmann.info back top